top of page

Trzy razy "K" | Mój felieton ekspercki

Mistrzowska triada: przesłona-czas-czułość. Znasz to, prawda? Dlatego właśnie o tym nie przeczytasz. Nie znajdziesz tu informacji o tajnikach sztuki fotograficznej czy zmyślnych trikach technicznych. Będzie o czymś, co definiuje mnie jako artystę. O czymś, na czym Tobie również powinno zależeć.



Poznajmy się!

W moich felietonach nie będę poruszał tematów arcytrudnej sztuki fotografii analogowej czy cyfrowej. Nie zabiorę Cię w magiczne, pociągające i rozedrgane od czerwonego światła ciemnie fotograficzne. Nie udamy się w podróż po rodzajach wywoływaczy, utrwalaczy czy gradacji papierów fotograficznych. Jeśli w swoich fotografiach stawiasz na realizm, spontaniczność, naturalność, klimaty „no retouch” czy „no make-up” - na tym etapie możesz sobie odpuścić dalszą lekturę. Te tematy pozostawiam lepszym w te klocki. Nie z przekory. Nie z braku szacunku do techniki. I też nie z lenistwa. Raczej z czystej pokory.


Czujesz się rozczarowany? Niepotrzebnie – napiszę o czymś, czego gdzie indziej nie znajdziesz. O czymś, czego nie można się tak po prostu nauczyć. Nie będę skromny – lubię tworzyć coś nowego, oryginalnego. Nie lubię banałów, powtarzalności. Kipi we mnie od pomysłów, rozrywa mnie od środka – nie marnuję tego, nie ignoruję. O czym więc będzie ten tekst? O kreatywności. Tworzymy razem zgrany duet.


Trzy razy K.

Kreatywność - pozornie to cecha każdego fotografa. Otóż z mojego doświadczenia, wynika, że niekoniecznie. Ja na przykład zawsze miałem pomysł na siebie. Z czasem zacząłem mieć ciekawe pomysły na innych. Odbiorcy nazywali to właśnie kreatywnością. Prawdziwym wyzwaniem okazało się celowe ukierunkowanie tych pomysłów, nadanie im kształtów i nagięcie ich do potrzeb własnych, klienta czy publiki. A to już przechodzi w kreację, a kreacja przestaje być po prostu fajną cechą charakteru. Staje się narzędziem. I to cholernie skutecznym narzędziem.


Zasada „Trzy razy K” koncentruje się przede wszystkim na Kreacji, czyli umiejętności tworzenia wizji i pomysłów oraz ich kształtowania i przekładania na cykl. Te pomysły muszą płynnie przejść w jakieś ramy, które nazywam Koncepcją. To granica, której przekroczyć nie chcę, albo nie mogę. Granice mają wzbudzić konkretny odbiór, pożądane emocje. I naprawdę ułatwiają pracę. Najważniejsza jest Komunikacja. Wszystko bowiem co stworzyłem, musi mieć jakąś treść. O czymś informować, jakieś emocje przemycać. A zdjęcia potrafią mówić więcej niż słowa.


Naszym zadaniem będzie tak przedstawić fotografię, aby przekaz został przez odbiorcę zauważony i zapamiętany. Muszą się zrozumieć. Odbiorca, patrząc na zdjęcie, powinien zrozumieć, co autor chciał przekazać. Jeśli tak będzie – cel został osiągnięty. Jeśli nie, to po co to wszystko? Sztuka dla sztuki? Ja tego nie kupuję. Odbiorca tym bardziej.


Cykl fotograficzny

Przygotuję trzy felietony – swoisty tryptyk kreatywny, w którym razem przejdziemy przez proces wystawienniczy – od koncepcji, po realizację. Na pierwszy ogień obieramy kreatywną drogę przy tworzeniu cyklu. Jako drugi – reżyserię i kreację konkretnego zdjęcia. Na końcu przekażę kilka celnych uwag, jak to wszystko pokazać szerszej publiczności podczas wystawy.


Wróćmy zatem do naszego dzisiejszego tematu. Czym w ogóle jest cykl fotograficzny? Zbiorem zdjęć, które łączą detale. Projektem. Spójną wizją. Konceptem. To proces tworzenia strategii kreatywnej, w wyniku której powstanie spójny projekt fotograficzny. W przyszłości będzie go można z łatwością przełożyć na wystawę tematyczną bądź publikację w postaci kalendarza czy albumu. Jesteś gotowy na moje wskazówki?


1. To, co czujesz - to, co wiesz

Niby banalne, niby proste - a jednak ciągle o tym zapominasz. Nie rób wszystkiego po trochu. Skoncentruj się na tym co kochasz, znasz, cenisz, szanujesz lub co Cię fascynuje. Wtedy będziesz sobą. Jeśli zarabiasz na fotografowaniu podkoszulek, zakochanych - aż do rozwodu, albo rozbrykanych bąbelków – szczerze Ci gratuluję. Podziwiam osoby, które zarabiają na życie wyłącznie pracą artystyczną. Jeśli lubisz to robić – wygrałeś. Ale nie o pracy zarobkowej chcę pisać, a o czymś więcej. O samorealizacji. Zrób rachunek sumienia i pomyśl o tym, co Cię kręci.


Od tego się u mnie zaczęło. Na pewnym etapie zauważyłem dwie składowe, które ukształtowały mnie jako artystę. Pierwsza - jarały mnie kobiety. Nie kobiety w sensie seksualnym czy erotycznym. Fascynowały mnie raczej ich zachowania, siła, ale też słabości. Ich skrajności, rozchwianie, zmienność. Blaski i cienie.


Drugą składową była historia, a konkretnie mitologia. Oba te tematy tworzą niesamowity mariaż – karty mitologii, kronik i archiwów dosłownie opływały w sylwetki niesamowitych kobiet. Tych znanych przez ich uwypuklone wizerunki w kulturze popularnej, jak i te – może nawet jeszcze bardziej fascynujące – skryte i zapomniane, czekające na odkrycie w cieniach stuleci. Czekały na mnie.


2. Narzuć ramy merytoryczne koncepcji

Brzmi jak bluźnierstwo, ale uwierz mi – pomożesz sobie i innym. Zdecyduj, czego ma dotyczyć Twój projekt, jaki jest jego cel, jakie emocje ma wzbudzić. Wybierz odbiorcę. Celuj szeroko, jeśli to Twój pierwszy cykl (moja pierwsza wystawa nazywała się po prostu „Kobiety”). Jeśli jednak widzisz potencjał kontynuacji i przede wszystkim masz charyzmę, chęć i siły na takową – zawęź temat. Umysł lubi ramy. Publika lubi ramy. Nie bój się ich. Po to istnieją, żeby je stosować.


3. Zaangażuj się w dobry research

Masz pomysł i koncepcję merytoryczną. Obuduj ją solidną wiedzą. Nie ważne czy opierasz się na historii, mitologii czy własnych fantasmagoriach. Odrób lekcje. I co może jeszcze bardziej istotne – sprawdź, czy ktoś wcześniej nie wpadł na Twój pomysł. Musisz być pierwszy, w przeciwnym razie odniesiesz porażkę.


Gorzką lekcję przyjąłem w 2019 roku, kiedy to ogłosiłem z pompą premierę 4 części mojego cyklu „The Beauty”. Było to moje zmierzenie się z tematem naturalności i kobiecych emocji. W tym samym czasie moja koleżanka po fachu – utalentowana Patrycja Toczyńska wypuściła pierwszą odsłonę cyklu #LessIsMore, który w gruncie rzeczy opowiadał dokładnie o tym samym. Dublowały nam się nawet modelki - na litość boską! Gorzej być nie mogło. Finalnie udało nam się pośmiać z tego niefortunnego zbiegu okoliczności, co nie zmienia faktu, że wizerunkowo i medialnie – mogło wyjść słabo.


Przykładem jednego z moich portretów inspirowanych i uzasadnionych dobrym researcher jest portret Izabeli Gwizdak jako Gabrielle d’Estrées do wystawy

"Władza" który znajdziecie pod tym linkiem.


4. Znajdź wsparcie

Niby oczywiste, jednak nie mówię tu o płaceniu horrendalnych sum freelancerom. Uwierz mi – na rynku jest mnóstwo genialnych, kreatywnych profesjonalistów, którzy z przyjemnością czasem wyrwą się z backstage-u „Tańca z gwiazdami”, żeby zrobić coś ciekawszego.


Nie bój się uderzać do marek! Niektórzy mogą zarzucić Ci, że to komercha – olej ich. Na sesji to ty masz ostatnie słowo, i uwierz mi, marki naprawdę to szanują. Na przestrzeni kilku lat zaprosiłem do współpracy takie marki jak: Dior, Giorgio Armani, NYC, Inglot, Loreal Proffessionell, Golg Proffessionel i wiele innych. Żadna z nich nie narzucała mi swoich wizji czy ram wizerunkowych. Jeśli masz dobry, spójny i dobrze opisany projekt (czytaj podpunkt 1 i 2) podparty sensownym portfolio – uda ci się pozyskać wartościowych specjalistów, którzy poświęcą swój czas i umiejętności. Bezpłatnie – pomyślałbyś?


Przy pracy z zespołem kieruj się zasadami. Pierwsza to szacunek. Ty decydujesz, ale spraw, żeby zespół widział w tobie lidera, a nie despotyczną gwiazdeczkę, która pozjadała wszystkie rozumy. Ci ludzie znają się na swojej robocie. Wysłuchaj ich, to często przekłada się na jeszcze lepszy efekt. Każdy wnosi do projektu coś nowego – swoją wiedzę, doświadczenie, emocje. Po drugie – miej ostatnie słowo. Wytyczenie granic i zasad, jest bardzo ważne. Wszyscy darzymy się szacunkiem, jesteśmy otwarci na sugestie i uwagi. Ale pamiętamy, z jakiej okazji tu jesteśmy. A ta okazja to Twój projekt. Twój.


5. Stwórz spójność wizualną

Kończymy pracę merytoryczną i zaczynamy proces koncepcji artystycznej. Omówię ten aspekt na przykładzie III części mojego cyklu „Projekt Kobiety” pt. „Władza”.


Od czego zacząć pracę koncepcyjną? Przede wszystkim – od subtelnej spójności wizualnej. Dobrze jest, kiedy odbiorcy wystarczy ogólnikowe spojrzenie na całość projektu, aby wiedział, że ma do czynienia ze spójnym cyklem. Są na to bardzo proste rozwiązania - od banalnych - jak ujednolicone tło, oświetlenie i format - po bardziej złożone.


Weźmy pod lupę: tło, światło i format. Całość wystawy „Władza” składała się w sumie z trzydziestu portretów. Dodatkowo została podzielona na trzy bloki tematyczne (władczynie Polski, Anglii i Francji). Cała wystawa miała być spójna – dlatego zdecydowałem się na niestandardowy format – zdjęcia były wąskie i wysokie. Chciałem, aby odbiorca miał wrażenie, że bohaterki patrzą nie niego „z góry”, wyniośle, jakby z piedestału. Udało się.



To nie koniec. Chciałem, aby poszczególne bloki lekko się od siebie różniły. Wykorzystałem światło i tło. W „bloku francuskim” postawiłem na miękkie światło i szare, neutralne tło - aby fotografie były bardziej w stylu beauty. Zależało mi na powstaniu efektu intymności - z racji tego, że bohaterkami były głównie francuskie kochanice i kurtyzany królów francuskich. W bloku polskim padło na kontrast. Czarne tło mocno kontrastowało z bielą, a ostrzejsze światło uwypukliło krawędzie. Twarze dzięki temu straciły na miękkości, na której zależało mi u Francuzek. Nabrały surowości polskich Jagiellonek. Przy bloku angielskim postawiłem na odrealniony efekt. Postaci miały przypominać ikony angielskie, z nienaturalnie białymi twarzami. Tutaj padło na jasne tło i bardzo silne oświetlenie.



6. Wdaj się w detale

Spójność wizualna nie ograniczyła się jedynie do tła, oświetlenia i formatu. Wchodzimy w zaawansowane projektowanie wizualne. Każdy z bloków odznaczał się swoim wyjątkowym charakterem wizualnym.


W polskim bloku pierwsze co rzuca się w oczy to kolorystyka. Barwy: czerwień i biel, mimo że wydają się na pozór banalnym nawiązaniem do flagi polski, ostatecznie sprawdziły się doskonale jako klucz kolorystyczny. Pięknie kontrastują z czernią, a ostateczny efekt wygląda naprawdę dobrze. Drugą sprawą był jeden spójny pomysł na makijaż, wypracowany z Magdą Kapuścińską, która była naszą make-up artist. Mocne brwi, czerwień ust. Proste zabiegi zamknęły kompozycyjnie wszystkie portrety pierwszego bloku.



Francuski to zalotność i odrobina sensualności. Gros pracy scedowałem na stylistę i fryzjera. Wysokie upięcia, które były luźnymi interpretacjami francuskich, ludwikowskich fryzur, współczesne gorsety i koronki wystarczyły, aby na pierwszy rzut oka było widać, że kolejne dziesięć zdjęć tworzy całość.



Przy Angielkach postawiłem na spójność makijażu, który miał charakter teatralny: zakryte brwi, graficzne kości policzkowe, biały total look. Przede wszystkim nawiązałem współpracę z rzeźbiarką i projektantką odzieży awangardowej – Katarzyną Artymowską, które stworzyła wszystkie kreacje od podstaw, co samo w sobie zapewniło klucz.



Ramy wizualne, jakie sobie narzucamy, nie tyle nas ograniczają, ile poprawiają jakość pracy. Nie błądzimy, nie osiągamy celu metodą prób i błędów. Dzięki temu nie ryzykujemy przesadą i przeładowaniem zdjęcia, które skutkuje po prostu kiczem. A o kicz w portrecie kreacyjnym bardzo łatwo.



7. Nie zapomnij o emocjach

Najważniejsza i fundamentalna sprawa. Niestety jest często pomijana przy portretach kreacyjnych. Łatwo można przez stylizację i kreatywny makijaż zakryć modelkę naszą wizją postaci, w którą ma się wcielić. Postać, którą widzisz na zdjęciu, ma wywołać poruszenie, a przecież ostatecznie to jest właśnie celem: wzbudzić w odbiorcy emocje.


Praca z modelką jest szalenie ważna. Z tego względu preferuję w tej roli profesjonalne aktorki. Traktując sesję jako zadanie aktorskie, łatwiej jest wydobyć z modelki „to coś”, co ma pojawić się w jej oczach. Ważne jest jednak stworzenie optymalnego i sprzyjającego mikroświata – aury bezpieczeństwa i intymności na sesji. Ja również bardzo aktywnie staram się naprowadzić modelkę na konkretną intencję czy emocję, na której mi zależy. Szepczę, pokrzykuję – w zależności od potrzeby. Zamiast komunikatu „teraz pozuj”, opłaca się trochę uzewnętrznić emocje podczas sesji. Nie bądź bierny. Zaangażowanie przynosi oczekiwany skutek.


Uzbrój się w empatię – na jedną modelkę czy modela krzyk podziała krzepiąco, innych pozamyka, wycofa… i będzie po pracy. W każdej sekundzie pamiętaj, że pracujesz z żywą istotą, a nie maszynką do pozowania. Jeśli tego nie potrafisz, nie łap się za portret.


Dobrym treningiem jest zaproszenie na sesję bliskich, w roli modeli. „Twarzą” mojej pierwszej wystawy była moja mama, zaś drugiej – moja siostra. Praca z własną rodzicielką na pewno podszlifuje cierpliwość i uprzejmość w pracy z drugim człowiekiem, a siostra z radością zwróci Ci uwagę, kiedy zaczniesz gwiazdorzyć. Może wyniknąć z tego naprawdę piękna współpraca. Moja mama do dzisiaj jest jedną z moich ulubionych modelek. Podobnie jak w przypadku Marcina Nagraba, którego portretów kreacyjnych jestem wielkim fanem.


To chyba wszystko na pierwszy ogień. W kolejnym felietonie skupię się na pracy nad konkretnym portretem i etapach tworzenia konceptu kreatywnego pracy fotograficznej. Chciałbym, żebyś do tego czasu odpowiedział sobie, na jedno pytanie – w jakim stopniu kreatywność wpływa na Twój artystyczny przekaz?

bottom of page